Jeszcze trzy lata temu nie lubiłam sportu. Do wysiłku fizycznego żywiłam urazę przez okrutne WF-istki z podstawówki. Szczerze. Te babki nosiły drewniaki i faworyzowały dziewczyny, które śmiały się z ich kiepskich żartów. Raz dostałam szóstkę, bo dotknęłam głową kolan na stojąco. Zawsze dużo chodziłam i jeździłam na rowerze, ale nigdy nie sądziłam, że sport stanie się dla mnie bardzo ważny.
W połowie 2012 roku potrzebowałam jakiejś dużej zmiany w swoim życiu. Za dużo myślałam i nie czułam się zbyt dobrze w swoim ciele. Musiałam znaleźć coś co wyleczy moje kompleksy i wyciszy rozbiegane myśli. Pewnego dnia przechodziłam obok nowo otwartego studia Jogi. Weszłam, zapytałam i umówiłam się na pierwsze zajęcia. Poszłam na nie oczywiście z przyjaciółką. Zajęcia trwały 1,5 godziny. Po sesji ćwiczeń dla początkujących nastąpił relaks, a po relaksie mogłyśmy iść do domu. Mogłyśmy, ale czy chciałyśmy? NIE.
Cotygodniowa joga zaczęła przynosić cudowne efekty. Nie tylko stałyśmy się bardziej rozciągnięte, ale i gonitwa myśli jakoś ucichła. CUD. Do jogi dołączyłam zdrowsze odżywianie. Na początku ograniczyłam słodycze i jadłam więcej warzyw, które lubię. Po miesiącu te półtorej godziny jogi tygodniowo przestało wystarczać. Do jogi dołączyłam pilates, a do zdrowej odżywiania - porady dietetyka.
Stopniowo zaczęłam widzieć różnice. Zdrowa utrata wagi, przyrost mięśni oraz zdrowy przyrost pewności siebie. Po 5 miesiącach, lżejsza o 8 kg zaczęłam biegać. Na początku powoli, w swoim tempie, w starych butach i z nową pasją.
Tak oto sport wszedł mi w krew. Kiedy nie chodziłam na pilates to szłam do klubu fitness albo pobiegać. Był czas na odpoczynek, był też czas na ptasie mleczko, którego smak nie jest mi obojętny.
Kiedy nie miałam najmniejszej ochoty wyjść z domu, ćwiczyłam w pokoju na podłodze, powtarzając ćwiczenia z zajęć lub włączając filmy z Youtuba. Chciałabym napisać kilka porad na podstawie mojej historii. Mam nadzieję, że dla kogoś mogą się one okazać przydatne.